Poczucie tego, kim jesteś to pierwszy krok. Następny – to życie w prawdzie swojej tożsamości.David Deida

Gdy byłeś dzieckiem, nauczono cię, że na miłość musisz sobie zasłużyć będąc miły, grzeczny i skromny albo ambitny i samodzielny albo mądry i perfekcyjny we wszystkim, co robisz. Cokolwiek ci przekazano, przyjąłeś to w swojej niewinności jako absolutną prawdę. Potrzebowałeś miłości, by przeżyć.

Stworzyłeś wzorzec, który miał zapewnić ci miłość szacunek i uznanie i zapisałeś go głęboko w swojej nieświadomości. Otoczyłeś go murami i zasiekami, by nikt nigdy go nie naruszył. To twój sposób na przetrwanie. Chronisz go jak drogocenny klejnot. Poświęcasz całe swoje życie, by być postrzeganym dokładnie tak, jak przedstawia to twój wzorzec.

Kiedy musisz żyć w zgodzie z wizerunkiem „zapewniającym” ci miłość, szacunek i uznanie, karzesz siebie surowo za każdy przejaw bycia niemiłym, nieuprzejmym, zadowolonym ze słów uznania, smutnym, rozgniewanym, rozżalonym, zazdrosnym… Jesteś rozdarty pomiędzy tym, kim być „powinieneś”, a tym, kim jesteś w tej chwili. Wkładasz wielki wysiłek w utrzymanie swojego „poprawnego” wizerunku. Odczuwasz ogromne napięcie, bo życie stale przynosi ci dowody na to, że nie jesteś taki, jaki być „powinieneś”. Wydatkujesz coraz więcej energii na bycie tym, kim „powinieneś” być. Musisz się pilnować. Jesteś wrażliwy na uwagi wszystkich, którzy ci przypominają, jak bardzo jeszcze oddalony jesteś od doskonałości.

Mam dobrą wiadomość. Nie musisz być miły, uprzejmy, skromny, uczynny, uduchowiony, uśmiechnięty… Kiedy wreszcie to poczujesz, odpada presja i napięcie. Wybór staje się prosty. W naturalny sposób stajesz się miły, uprzejmy, skromny… Promieniujesz. Przyzwalasz na to, co się samo wyłania z głębi twojej niewinności.