Sprawiedliwość pojmujemy na ogół w egocentryczny sposób. Kiedy czujemy się silni, jako sprawiedliwa może nam jawić się zasada oko za oko, ząb za ząb. „Skrzywdziłeś mnie, więc ja ukarzę ciebie za wyrządzone mi krzywdy i rachunek będzie wyrównany”. Gdy bliżej nam do pozycji ofiary, pytamy „Dlaczego to mnie spotyka?”. Pogrążamy się w bólu i wycofujemy się z życia. Czasem pojmujemy sprawiedliwość w uduchowiony sposób: „Zrobiłem coś złego w swojej przeszłości, więc teraz spotyka mnie za to zasłużona kara, tak działa prawo karmy”. Potępiamy tego siebie, który doświadcza bólu, zamiast obdarzyć go troską zrozumienia.
Czujesz się zraniony tylko wtedy, gdy uruchamiają się wzorce zranienia, które niesiesz w swojej pamięci komórkowej. Czujesz się wytrącony z równowagi tylko przez tych, których wzorce zranienia w jakiś sposób pasują do twoich. Ten cykl przemocy i nadużycia może być przerwany, gdy zaczynasz dostrzegać tę zależność i masz odwagę wzięcia odpowiedzialności za siebie. Wszyscy, których zachowanie sprawia, że cierpisz, pojawiają się w twoim życiu jako duchowi przewodnicy. Zapraszają cię do tego, byś troskliwie zaopiekował się swoją emocjonalną raną. Są błogosławieństwem, nie przekleństwem. Są obecni, byś z każdym dniem stawał się lepszy niż jesteś.
Gdy uzdrawiasz swoją emocjonalną ranę w świetle szacunku i miłości dla siebie samego, działania innych przestają uruchamiać w tobie negatywne emocje. Zaczynasz dostrzegać ich ból. Czujesz, jak rozpuszcza się w świetle twojej obecności.